42 stopnie C i 13 km marszu po BEZDROŻACH, które Argentyńczycy nazywają ścieżką. Nie można oderwać wzroku od tego cudu, bo zaraz człowiek się potyka. Idzie sie albo piarzyskiem, albo żwirowiskiem. Różnica polega na kształcie kamieni. Na szczęście na mecie czekał na nas właściciel firmy organizujące muły i z bagażnika wyjął po życiodajnym, bursztynowy płynie. Muły nie chciały oddać naszych toreb, tak bardzo zapałały do nich miłością. Więc kiedy mulnicy ganiali za mułami, my zwiedzaliśmy starą stację kolejową, nieczynnej już linii transandyjskiej. Koniec końców w upale dotarliśmy do Mendozy, gdzie każdy likwidował swoją nadmierną keratynę.A może tak?